Piłka nożna
Ślęza Wrocław – Rekord B-B 8:2 (2:1)
Nawet słabe otwarcie meczu nie zwiastowało takiego finału.
Ślęza Wrocław – Rekord Bielsko-Biała 8:2 (2:1)
1:0 Gil (4. min.)
2:0 Gil (32. min.)
2:1 Szymański (39. min.)
3:1 Bohdanowicz (47. min.)
4:1 Stempin (53. min.)
5:1 Afonso (58. min.)
5:2 Caputa (60. min.)
6:2 Traczyk (62. min.)
7:2 Stępień (67. min.)
8:2 Stępień (87. min)
Rekord: Szumera – Gaudyn (64. Mucha), Madzia, Kareta, Caputa, Sz. Wróblewski, Nowak (70. Kasprzak), Szymański (64. Twarkowski), Sobik, Ciućka, Byrtek (46. N. Wróblewski)
Już w 4. minucie, po stracie piłki na rzecz wrocławian, goście zostali błyskawicznie skontrowani. Zanim bielscy defensorzy zorientowali się: co, kto, gdzie i jak, piłkę w bramce ulokował Jakub Gil. W dość podobnych okolicznościach gospodarzy zdobyli drugiego gola, a roli „kata” ponownie wystąpił 19-latek Ślęzy. Nie było jednak tak, przynajmniej w tej części spotkania, że bielszczanie jedynie przyglądali się poczynaniom miejscowych. Starali się prowadzić grę w ataku pozycyjnym, w sposób przemyślany rozgrywać piłkę w środku pola, za to drużyna gospodarzy była nieporównywalnie bardzie konkretna, co uwidoczniło się w drugiej połowie. Zanim do niej doszło Szymon Szymański przytomnie zachował się w polu karnym Ślęzy, zdobywając gola kontaktowego. Jak się później okazało był to „łabędzi śpiew” rekordzistów”.
W przerwie trener Dariusz Mrózek zadysponował jedną zmianę w składzie, większe roszady miały miejsce w ustawieniu przyjezdnych. Cóż z tego, skoro cała, nowa konstrukcja zawaliła się już na początku drugiej odsłony. Koszmarne błędy w ustawieniu, pomyłki techniczne, braki w komunikacji, zwyczajne gapiostwo, to wszystko przyczyny i powody, które legły u podstaw jednostronnego obrazu drugiej połowy meczu. Ta tak, jakby na bielski zespół w jednym momencie spadło „siedem plag egipskich”. Przy niemal każdej ze straconych bramek łatwiej doszukać się winy „rekordzistów”, niż zasług w sztuce kreowania ze strony piłkarzy ze stolicy Dolnego Śląska. Nie zmienia to jednak w żadnym calu faktu, że na tle bardzo słabo dysponowanych bielszczan, podopieczni Grzegorza Kowalskiego prezentowali się niczym ludzie „z innej bajki”. Nieco przejaskrawiając, z połowy błędu przyjezdnych, potrafili strzelić całego gola, a na dystansie 90-ciu minut, zdobyli ich aż osiem.
I właśnie ta "ósemka" jest bezsprzeczną plamą na honorze biało-zielonych. Tak wysokiej porażki ekipa z Cygańskiego Lasu w – nomen omen – ośmioletniej historii występów w trzeciej lidze jeszcze nie doznała. Ku pokrzepieniu serc, nie ma plam nieusuwalnych, niezmywalnych. Pierwsza okazja do rehabilitacja już w najbliższą sobotę, kiedy bielszczanie podejmą przy Startowej 13 rezerwy lubińskiego Zagłębia.
Pomeczowa opinia trenera (dla slęzawrocław.pl) - Dariusz Mrózek: - Nie był to nasz dzień. Drużyna Ślęzy obnażyła wszystkie nasze mankamenty. Była bardzo skuteczna, i to aż do bólu. Praktycznie każdą sytuację, którą mieli to wykorzystali. Oczywiście też kilka sprezentowaliśmy rywalom sami. Życie. Takie mecze się przytrafiają. Na pewno zarówno mnie, jak i całej drużynie, jest wstyd, że dziś przegraliśmy tak wysoko, chociaż pierwsza połowa na to nie wskazywała.
TP/foto: PM