Piłka nożna
LKS Goczałkowice-Zdrój – Rekord B-B 1:3 (1:2)
Trudny, acz bliski, mecz wyjazdowy „rekordzistów”, poniżej bieżący rezultat.
LKS Goczałkowice-Zdrój – Rekord Bielsko-Biała 1:3 (1:2)
1:0 Ćwielong (28. min.)
1:1 N. Wróblewski (38. min.)
1:2 Szymański (41. min.)
1:3 Szymański (72. min.)
Rekord: Kucharski – Caputa (74. Iwanek), Rucki, Kareta, Żołna, Sz. Wróblewski, Wyroba (57. Gaudyn), Szymański, Sobik, Czaicki (57. Guzdek), N. Wróblewski (85. Ciućka)
Najogólniej rzecz ujmując o wygranej „rekordzistów” zdecydowało większe ogranie, doświadczenie wyniesione z boisk trzecioligowych. Wprawdzie u gospodarzy nie brak zawodników z przeszłością nawet ekstraklasową, ale III liga ma swoją specyfikę. Zresztą oba zespoły na wstępie rundy jesiennej mają wyraźne kłopoty ze stabilizacją formy, co także tłumaczy, mimo wszystko, trochę niespodziewana porażka goczałkowiczan.
Wydawało się, że lepiej w mecz weszli nasi piłkarze, którzy dłużej i spokojnie utrzymywali się przy piłce. Nawet nieźle wyglądały przemyślane ataki „rekordzistów”, tyle że niemal wszystkie kończyły się przed linią pola karnego. W jednym przypadku udało się wedrzeć w „szesnastkę” Markowi Sobikowi, ale celność uderzenia pozostawiała mnóstwo do życzenia. Nie strzelili gola bielszczanie, uczynili to miejscowi. W składnej akcji LKS-u główną rolę odegrał Piotr Ćwielong, który zmusił Bartosza Kucharskiego do kapitulacji potężnym strzałem w tzw. krótki róg. Słońce dla bielszczan zaświeciło jaśniej pod koniec pierwszej połowy. Wpierw, po rzucie wolnym z bocznego sektora, Kamil Żołna dograł na głowę Nikolasa Wróblewskiego. Miejscowi nie zdążyli jeszcze ochłonąć po tym ciosie, gdy Szymon Szymański (na zdjęciu) wyprowadził kolejne, mocne uderzenie. Po solowej ucieczce lewą stroną pomocnik Rekordu popisał się przepięknym strzałem z narożnika pola karnego.
Inicjatywa w drugiej połowie należała do uporczywie goniących wynik goczałkowiczan, wiec za przetrwanie trudnych chwil należy się bielskiej defensywie uznanie. Jeszcze większa brawa bijemy jednak tercetowi: M. Sobik, K. Żołna i Sz. Szymański za skonstruowanie i sfinalizowanie bramkowej akcji z 72. minuty. Kiedy sześć minut później, po drugiej żółtej kartce, boisko opuścił obrońca LKS-u – Piotr Maroszek, było już niemal jasne, ze trzy punkty pojadą do Bielska-Białej. Zasłużona wygrana „rekordzistów” mogła być bardziej okazała w rozmiarach, niestety w końcówce mecz Janowi Ciućce zabrakło zimnej krwi.
TP/ foto: PM