SMS
Trener maksymalista
Wprawdzie Wojewódzka Liga Juniorów Młodszych (B1), jej rozgrywki, dopiero w najbliższy weekend osiągnie półmetek, niemniej odnotować warto pozycję lidera podopiecznych Piotra Kusia.
Zaskoczony pierwszą pozycją?
- Nie. Zawsze i z każdym prowadzonym przez siebie zespołem chcę się bić o „pudło”. Chcę grać o pełną pulę, o jak najwyższe cele, o awans jeśli to możliwe, aby wzlecieć jak najwyżej, nawet gdyby nam miało – jak Ikarowi – „piórka przypalić”. A sama liga w jej aktualnym kształcie jest niesamowicie wyrównana. Najlepiej ilustruje to fakt, że już po trzeciej kolejce nie było w stawce zespołu bez choćby jednej porażki.
Poniekąd przeczy tym słowom 9:2 „rekordzistów” z ówczesnym liderem, Ruchem Radzionków…
- Ale do przyjazdu do Cygańskiego Lasu „Cidry” nie zagrały praktycznie z nikim z możnych tej ligi. Ot, na przykład w ostatnią sobotę radzionkowianie ulegli GKS-owi Tychy 2:8! Właśnie w tyszanach widzę faworytów numer jeden do wygrania ligi. A to, że wygraliśmy u nich 1:0…, nawet postronni obserwatorzy zauważyli, że obie drużyny zagrały ponadprzeciętnie dobre zawody. Nazajutrz rezultat mógłby być odwrotny. Mocnymi drużynami dysponują – Piast Gliwice i sosnowieckie Zagłębie. Natomiast w mojej opinii rolę „czarnego konia” odegra w lidze ROW Rybnik. To niewygodny zespół „walczaków”, dobrze egzekwują stałe fragmenty, w ogóle – nieźle punktują.
Indywidualne cenzurki biało-zielonych?
- Na aktualną pozycję zapracowała cała drużyna. Nie mogę jednak nie podkreślić, choćby ze statystycznego punktu widzenia, roli Szczepana Muchy, który w czterech spotkaniach strzelił tuzin goli. To wynika z faktu trenowania z naszym pierwszym, seniorskim zespołem. Dla tego chłopaka jest to wartość dodana, co od razu przekłada się na naszą drużynę, jeśli tylko może w niej grać. Swoją dawkę minut w zespole juniorów starszych zaliczyli już Paweł Mura, który jest naszą ostoją w bramce oraz Miłosz Krzempek. Postępom tej dwójki bacznie przygląda się trener naszej futsalowej, mistrzowskiej ekipy – Andrzej Szłapa.
A w sobotę czekają Was wyjazdowe derby…
- Ja już kiedyś jechałem do Komorowic na takie derby, po których ewentualna wygrana miała nam dać awans do barażu. Skończyło się „bęckami” 0:5. W derbach, a szczególnie przy tak wyrównanej stawce drużyn w lidze, nie ma mowy o jakiejkolwiek regule. Pojedziemy tam zagrać, najchętniej wygrać, tak aby zachować choć minimalną przewagę nad peletonem. Żadnych daleko idących deklaracji nie wygłoszę.
TP/foto: MŁ